M. Szalbot
Odwiedzając podczas wczesnowiosennego spaceru urokliwe zakątki Ziemi Cieszyńskiej, wśród budzącej się do życia przyrody można napotkać niepozorny, lecz piękny zielony kwiatuszek... To cieszynianka wiosenna. Na terenie Cieszyna założono dwa rezerwaty - Lasek Miejski nad Olzą i nad Puńcówką, w których objęto ochroną tę florystyczną ciekawostkę Ziemi Cieszyńskiej. Od dawna już chyba dla wszystkich mieszkańców Cieszyna i okolic roślinka ta jest pełnym wdzięku symbolem tej ziemi. Być może nie każdemu udało się zapamiętać łacińską nazwę cieszynianki wiosennej – „Hacquetia epipactis”. Nieliczni potrafiliby też powiedzieć, jak naprawdę kwiatek ten znalazł swe miejsce na Ziemi Cieszyńskiej. Lecz zasłyszane raz ludowe podanie, wyjawiające niezwykłą historię zadomowienia się w naszych stronach bladozielonego kwiatka, łatwo zapada w pamięć. Posłuchajcie więc starej legendy.
Kiedy kilka stuleci temu, Szwedzi najechali nasz kraj, dotarli aż na Ziemię Cieszyńską. Zawierucha wojny trzydziestoletniej nie ominęła również nadolziańskiego miasta. Wojska, które „rozgościły się” na zamku cieszyńskich Piastów uczyniły sobie wśród jego murów bezpieczną siedzibę, doprowadzając w końcu ten – wówczas jeszcze potężny - ufortyfikowany obiekt do ruiny. Zniszczenia po zakończeniu zmagań wojennych długo jeszcze były niechlubnymi „pamiątkami” pozostawionymi przez wroga w Cieszynie i w okolicznych wsiach, utrudniającymi podźwignięcie się Ziemi Cieszyńskiej z nędzy i zgliszcz. Pewnego dnia, niedaleko Cieszyna podążał drogą niewielki szwedzki oddział mocno osłabiony stoczoną gdzieś pod miastem bitwą. Posuwał się dosyć wolno, gdyż w krwawej potyczce wielu żołnierzy odniosło rany. Na samym końcu pochodu ostatkiem sił, słaniając się na nogach, wlókł się młody ranny szwedzki żołnierz. Skwar lejący się z nieba i paląca rana w czole osłabiały go coraz bardziej. Czuł, że z każdym krokiem opuszczają go siły. Co chwilę przyciskał do piersi mały jedwabny woreczek, który dostał od matki przed wymarszem na wojnę. Trzymając zawiniątko poranionymi, bolącymi dłońmi wyczuwał grudkę szwedzkiej ziemi. Wspomnienie dalekiej ojczyzny dodawało chłopcu otuchy i pomagało nie myśleć o bólu... Wyczerpanie powaliło go jednak. Stracił przytomność i osunął się na drogę. Oddalający się powoli zmęczeni kompani nie zauważyli jego upadku...
Nieopodal drogi, którą przechodził szwedzki oddział, stała mała zagroda zamieszkana przez ubogą rodzinę niejakich Zabystrzanów. Ich córka - Hanka wychodziła akurat w pole i zauważyła, że na drodze coś leży. Zaintrygowana, nie potrafiąc z tak dużej odległości wyłowić ludzkich kształtów z ciemnej plamy leżącej na gościńcu, zbliżała się szybkim krokiem. Dopiero, gdy podeszła zupełnie blisko zorientowała się, że to żołnierz należący do wrogich oddziałów. Pochyliła się nad rannym, otarła z jego skroni krew. Po słabym oddechu poznała, że żołnierz jeszcze żyje.
Nie tracąc czasu, Hanka pobiegła po ojca. Wspólnymi siłami przenieśli rannego do chałupy. Tam opatrzyła go i napoiła przygotowaną przez matkę herbatą z miodem. Ocet, którym natarła mu skronie, ocucił żołnierza. W pierwszej chwili szwedzki żołnierz poczuł strach i stał się czujny – znajdował się w obcej izbie wśród nieznajomych ludzi. Jednak na poczciwych twarzach Zabystrzanów zobaczył serdeczny uśmiech, więc uspokoił się nieco i zapadł w głęboki sen. Zabystrzanowie postanowili udzielić mu pomocy - pielęgnowali jak tylko najlepiej potrafili słabnącego z dnia na dzień Szweda.
Spał nieprzytomnym snem trzy dni i trzy noce. Kiedy jednak już ocknął się był tak osłabiony, że nie opuszczał posłania. Rana nie goiła się. U Zabystrzanów czuło się zbliżającą się śmierć. Hanka cały czas siedziała przy chorym i zmieniała mu opatrunki. Pocieszała go słowami, których nie mógł rozumieć, a które jednak przynosiły mu ulgę. Chłopak odpowiadał jej uśmiechem. Mimo że nie rozumieli się nawzajem, spędzili wspólnie wiele niezapomnianych chwil. On mówił jej o kochanej Szwecji, o tęsknocie za matką, o tym, że już nigdy nie zobaczy domu. Dziewczyna nie musiała rozumieć słów chłopca, aby czuć jego żal.
Zabystrzanowie nie byli w stanie pomóc ciężko rannemu. Po tygodniu żołnierz umarł. Przed śmiercią chłopak gestem poprosił Hankę, by rozsypała na jego mogiłę szarą ziemię z woreczka, który nosił na piersi. Dziewczyna uczyniła tak zaraz po pogrzebie. Mijały tygodnie, miesiące... Smutna Hanka regularnie doglądała grobu młodego Szweda, po którym szczerze płakała. Przyozdabiała jego mogiłę sadząc na niej najpiękniejsze polne kwiaty, ale wszystkie - nie wiadomo czemu – szybko więdły i usychały. Wczesną wiosną, ku wielkiemu zdziwieniu Hanki, grób okrył kobierzec dziwnych niepozornych roślinek o zielonych płatkach, których dziewczyna nigdy przedtem nie widziała. Kwiatki te cieszyński lud nazwał cieszyniankami.
Może i ty znajdziesz cieszyniankę w czasie wiosennego spaceru po lasku nad Puńcówką lub nad Olzą. Przypatrz mu się dobrze. Bladozielony kwiatek przypomni ci wtedy historię o tęsknocie za odległą ojczyzną i niespełnionej miłości dwojga młodych ludzi, którzy na przekór światu potrafili zrozumieć się bez słów...