Kwiecień 2025 | ||||||
P | W | Ś | C | P | S | N |
---|---|---|---|---|---|---|
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | |
7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 |
Jak coś robić, to na 100 procent!
W Rio de Janeiro wywalczył trzeci srebrny medal w karierze na
igrzyskach paraolimpijskich. Do Cieszyna przyjechał więc z tarczą.
Wciąż odbiera gratulacje. Redakcja Wiadomości Ratuszowych też do
nich dołącza, a korzystając ze sposobności, przeprowadziła wywiad
z kulomiotem. Janusz Rokicki kolejny raz udowodnił, że mistrzem
jest nie tylko w sferze sportowej, ale i poza nią. Przed tygodniem
władze miasta i KS MOSiR Cieszyn podziękowały mu za sukcesy.
Które srebro było trudniej zdobyć? To w debiucie olimpijskim
w Atenach w 2004 roku, w Londynie osiem lat później, czy
ostatnie w Rio de Janeiro?
Chyba to ostatnie w Brazylii. Wszystko dlatego, że jakieś dziesięć
dni przed starem doznałem kontuzji – jeden mięsień zerwałem, a
drugi naderwałem. Całe szczęście, że nie były to główne mięśnie od
pchania, ale pomocnicze; w efekcie było tak, że ręka nie podawała,
była dużo słabsza, dlatego srebro wywalczone w Rio de Janeiro to
dla mnie rewelacyjny wynik.
Podobno tam na miejscu to był wyścig z czasem...
Zgadza się, całe szczęście, że startowałem w ostatnim dniu, bo
miałem trochę czasu choć na minimalne podleczenie barku, krótką
rehabilitację. Zaleczenie stanu zapalnego pozwoliło mi wystartować
i zdobyć srebro.
Od ostatnich igrzysk świat zrobił ogromny krok do przodu, jeżeli
chodzi o nowe technologie, nie wspominając o tym, co było
jeszcze kilkanaście lat temu. Dostrzegasz ogromną różnicę?
Z jednej strony postęp umożliwił kontakt z rodziną i znajomymi
w kraju, z drugiej można było na bieżąco śledzić wyniki sportowe
w różnych dyscyplinach. Moje pierwsze igrzyska to Ateny 2004. Wtedy
nowoczesne technologie nie były aż tak rozwinięte. Pamiętam
do dziś, jak dzwoniłem do Polski z budki telefonicznej, korzystając
z karty zdrapki. Najpierw trzeba było wbić nie wiadomo, ile numerów,
żeby połączenie zostało przekierowane do Polski. Teraz wystarczyło
się zalogować do sieci Wi-Fi, która była w wiosce olimpijskiej
i człowiek miał kontakt z całym światem. Niesamowity postęp.
Igrzyska paraolimpijskie w końcu znalazły miejsce w telewizji
publicznej na dłużej, niż tylko zwykłą kronikę. Pojawiły się
transmisje. Jak zawodnicy odbierają taki krok milowy?
Jesteśmy bardzo zadowoleni, że telewizja pokazywała nasze zmagania.
Oczywiście nie było tak dużo transmisji, jak w przypadku
igrzysk pełnosprawnych zawodników, ale i tak telewizja publiczna
zrobiła milowy krok. Czujemy się docenieni. Każdy polski kibic
lubi oglądać, jak zawodnicy zdobywają medale. To działa właśnie
w dwie strony – my jesteśmy szczęśliwi, że jesteśmy oglądani, a kibice
cieszą się z nami naszymi sukcesami. Zainteresowanie telewizi
być może przełoży się później na inne sfery życia. Wciąż nie jest
nam łatwo pozyskiwać sponsorów, a dzięki obecności w szklanym
okienku powinno być trochę łatwiej.
Doceniają was także władze. W ubiegły poniedziałek gościłeś
u premier Beaty Szydło...
Po każdych igrzyskach jesteśmy zapraszani do premiera lub prezydenta,
co jest bardzo miłe. Dodatkowo po igrzyskach w Londynie
zostałem odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi.
Obaj jesteśmy „piękni czterdziestoletni”. Masz jeszcze taki
cel na horyzoncie: złoto igrzysk olimpijskich?
Cel może jest, ale na razie muszę zobaczyć, co się z tym moim
barkiem wydarzy. Tak naprawdę mam „do zrobienia” dwa barki, bo
przed wyjazdem był rehabilitowany lewy. Tutaj ogromne podziękowania
i ukłony dla cieszyńskiej rehabilitantki Danusi Tadel, bo
dzięki niej bark jeszcze jakoś funkcjonuje, ale teraz doszedł jeszcze
prawy. Być może czeka mnie operacja. Na dziś mam problem,
żeby podnieść czajnik, a tu trzeba dźwigać dużo większe ciężary
(śmiech). Mam nadzieję, że dojdę do siebie i dalej będę mógł trenować
i startować. W końcu sport to jest to, co kocham. Jeżeli się coś
robi kilkanaście lat, to staje się nawykiem czy nałogiem, od którego
trudno się uwolnić. Dodatkowo jestem chory z tego powodu, że nie
mogę normalnie iść na siłownię poćwiczyć. Nigdy nie lubiłem robić
czegoś na pół gwizdka, jak się czymś zajmuję, to na 100 procent.
Jeżeli chodzi o treningi, to nigdy nie miałem z tym problemu. Wręcz
trzeba mnie było hamować.
Sporo osób gratulowało ci sukcesu w Rio de Janeiro, bardzo dużo na Facebooku. Wiele wpisów było wzruszających...
To bardzo miłe, kiedy ludzie gratulują ci sukcesu w sieci czy na ulicy.
Jak spędzisz najbliższe dni, tygodnie? Głównie na leczeniu chorych barków?
Choćbym miał zdrowe barki, to i tak teraz przypada okres roztrenowania i nic byśmy nie robili miesiąc czy nawet półtora.
A najbliższe cele sportowe?
W przyszłym roku odbędą się mistrzostwa świata w Londynie. Zaplanowano je, o ile się nie mylę, na początku wakacji.
Po zdobyciu srebra olimpijskiego na Facebooku podziękowałeś
wielu osobom. Słowa podziękowania trafiły także do Urzędu
Miejskiego w Cieszynie.
To prawda, mniej więcej w połowie sezonu przygotowawczego
wpadłem na taki pomysł, żeby napisać pismo do burmistrza Cieszyna,
Ryszarda Macury, a także Rady Miejskiej Cieszyna z prośbą
o wsparcie mnie i Mirka Madzi. Nie oszukujmy się, taki wyjazd naprawdę
wymaga sporych nakładów finansowych. Wyszliśmy z założenia,
że skoro na igrzyskach będziemy reprezentowali miasto
Cieszyn, to ono mogłoby nas wspomóc. I rzeczywiście tak się stało,
jesteśmy ogromnie wdzięczni za to wsparcie. To były bardzo potrzebne
pieniądze, których nie mogłem „wyciągnąć” z klubu, a które
ułatwiły mi rehabilitację.
Sama Brazylia. Zaskoczyło cię coś na plus, na minus?
W Rio de Janeiro byłem jakieś dziesięć lat temu. Mogę powiedzieć,
że wtedy to byłem zaskoczony, teraz już nie. Właśnie podczas pierwszego pobytu zobaczyłem fawele, dlatego wiem, że Polska to jest
naprawdę fajny kraj. W Brazylii osobiście nie chciałbym mieszkać.
W wiosce olimpijskiej bardzo mi się podobało. Niektórzy skarżyli się
na niedoróbki i inne „cuda wianki”, ale mi to zupełnie nie przeszkadzało.
Wychodzę z założenia, że jeżeli zawodnik jedzie startować, a w
jego pokoju jest na przykład niedomyte okno, to nie powinien narzekać.
Gdybym wynajął sobie hotel za 10 tysięcy, to mógłbym wymagać
luksusów. Jak dla mnie, w wiosce wszystko było OK.
A jakby porównać Rio do Londynu czy Pekinu?
Jak dla mnie, to Londynu nie przebije nic. W stolicy Anglii najbardziej
fantastyczni byli kibice. W Rio de Janeiro nie było takich
tłumów, zresztą także na zawodach pełnosprawnych, jak w Londynie.
Wtedy był zapełniony cały stadion – zarówno w sesji przedpołudniowej,
jak i popołudniowej. W Brazylii lekkoatletyka nie jest
sportem narodowym, więc nie było aż tak wielu ludzi. Ale i tak było
sporo kibiców i ogólnie było miło.
Rozmawiał: wot