Grudzień 2024 | ||||||
P | W | Ś | C | P | S | N |
---|---|---|---|---|---|---|
1 | ||||||
2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 |
9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
30 | 31 |
W ramach Festiwalu Mur Art powstał mural przedstawiający Zofię Kossak-Szatkowską, słynną pisarkę związaną ze Śląskiem Cieszyńskim. O tym, dlaczego akurat ona stała się bohaterką tego dzieła, czym jest street art i co twórcy chcą przekazać światu poprzez swoją sztukę, porozmawialiśmy z autorami - Dariuszem Paczkowskim i Barbarą Poniatowską
Stworzyli Państwo mural przedstawiający Zofię Kossak-Szatkowską. Dlaczego wybrali Państwo akurat tę postać?
Dariusz Paczkowski: Jakiś czas temu w Cieszynie wspólnie z Anetą Paszek malowałem Irenę Sendlerową i wtedy dowiedziałem się o tym, że Zofii Kossak była związana z tym regionem. Teraz temat wrócił, tym bardziej, że w tym roku przypada 50-lecie śmierci pisarki. Mamy taki projekt: #Kobiety na murale.
Barbara Poniatowska: Lubimy wspierać i pokazywać kobiety, które odgrywały lub odgrywają znaczącą rolę, a mało o nich słychać – lubimy je "wyciągnąć", pokazać edukacyjnie.
Czy Zofia Kossak pojawiła się również na Państwa innych muralach?
B.P.: Podobny portret powstał w Górkach Wielkich. Na cieszyńskim muralu jest cytat, którego dalsza część jest w Górkach, przy muzeum Zofii Kossak – można przyjść tutaj, przeczytać cytat, pojechać do Górek i zobaczyć całe motto, przesłanie pisarki, które jest nam bliskie.
"Pozwól mówić sercu, a słowa same się znajdą" to cytat, który znajduje się na muralu. Dlaczego wybrali Państwo akurat to zdanie?
B.P.: Wspólnie z panią Anną, wnuczką Zofii Kossak, szukaliśmy słów, które będą odzwierciedlały jak najbardziej Zofię Kossak, jej życie. Chcieliśmy też wybrać cytat, który będzie najbardziej uniwersalny i taki, z którym również my będziemy się zgadzać – by działać z serca, wszystko inne jest mniej istotne.
Czym zajmuje się Państwa fundacja?
D.P.: Łączymy różne tematy, różne środowiska - nazywamy to "klamrzeniem. "Klamrzymy", czyli łączymy kręgi, które często wydają się zupełnie odrębne. Tworzymy sytuacje, w których te kręgi na siebie nachodzą, dzięki czemu ludzie mogą się poznać - żeby przełamywać stereotypy, przeciwdziałać uprzedzeniom i dyskryminacji.
B.P.: Działamy poprzez warsztaty, malowanie murali i inne działania społecznie zaangażowane. W ramach warsztatów powstają różnego rodzaju malowidła, gdzie uczymy ludzi nie tylko jak konsumować sztukę, ale jak ją współtworzyć.
Dlaczego Państwo wybrali właśnie taką formę przekazywania treści jak mural? Dlaczego taka forma sztuki jest odpowiednia, by przekazywać jakieś wartości?
B.P.: Ona trafia do bardzo szerokiego odbiorcy, również do osób, które na co dzień nie zajmują się sztuką. Z racji tego, że jest to sztuka na ulicach, widoczna z ulicy, każdy człowiek, który przechodzi, ma z nią styczność. I tak, jak wczoraj mogliśmy obserwować, mnóstwo osób zatrzymało się, część osób wiedziała, kim jest osoba, którą malujemy, część nie, pytali się więc, kto to. Jest to więc bardzo dobra forma rozpowszechniania informacji, tego, co chcemy przekazać.
D.P.: To, co robimy, to swego rodzaju reklama społeczna. Jesteśmy społeczeństwem obrazkowym, dla którego obraz znaczy więcej niż tysiąc słów. W ten sposób możemy oddziaływać na ludzi wpisując w przestrzeń społeczną pozytywne przesłanie, potęgując jego oddziaływanie poprzez atrakcyjną formę i piękne kolory. Zmieniamy naszą rzeczywistość wokół, malując piękne, mądre rzeczy. Jeśli będziemy wzrastać w pięknym otoczeniu, również nasza wrażliwość wzrośnie. Działa to też w drugą stronę – duża część polskich miast wygląda koszmarnie, jest pobazgrana i zdewastowana, co też świadczy o tym, jaki jest poziom energii, świadomości. Ludzie niestety nie zwracają już na to uwagi, jeśli wzrastają w brzydocie. Na szczęście Polska się zmienia.
Czy Państwa sztuka jest apelem przeciwko dyskryminacji? Temat ten często podejmowany jest przez Państwa na muralach.
D.P.: Podczas warsztatów często stwarzamy takie sytuacje, w których ludzie z pozornie dwóch różnych światów – np. młodzi i seniorzy – mają stworzyć coś razem. Wtedy często okazuje się na przykład, że ktoś w wieku babci lub dziadka jest fajną osobą, z którą można porozmawiać. Staramy się otwierać ludzi, łamać stereotypy. Młodzi zaś mogą dzięki tym warsztatom na przykład nauczyć seniorów obsługi komputera czy komórki.
Czyli mural łączy pokolenia?
D.P.: Tak, może. Robimy również zajęcia, gdzie łączyliśmy osoby z różnych grup narażonych na dyskryminację np. osoby romskiego pochodzenia i młodzież nieromska, osoby z niepełnosprawnościami intelektualnymi z gimnazjalistami. Dzięki temu, że razem mają coś stworzyć, zostawić jakiś piękny mural w przestrzeni publicznej, uczestniczki i uczestnicy szukają płaszczyzn porozumienia. Zaczynają widzieć głębiej, zamiast się ścierać i docierać się. Dzięki temu ludzie zmieniają się na lepsze, przełamują swoje wewnętrzne uprzedzenia i stereotypy, bo poznają “innego” podczas twórczego procesu.
Czy uważają Państwo, że Polska jest krajem otwartym na drugiego człowieka, czy jest jeszcze dużo pracy przed nami?
B.P.: Pracy jest cały czas dużo, ale dzięki temu, że mamy takie czasy, jakie mamy, różne tematy są wyciągane na wierzch, dzięki czemu ludzie się otwierają i zaczynają widzieć, że druga osoba – dotąd nieznana – nagle staje się taka sama, można z nią współpracować, coś razem robić, albo przynajmniej żyć w akceptacji dla odmienności. Pokazujemy to, co jest dobre, skupiamy się na pozytywnym przesłaniu, na tym co łączy, na tym, co z serca. Wzmacniać to, co piękne. To nasze motto.
D.P.: Bez walki, z szukaniem punktów wspólnych – tego, co nas łączy.
B.P.: W Białymstoku naprawialiśmy mural wielokulturowy, w dawnej żydowskiej dzielnicy, który został zniszczony. Widniała na nim między innymi żydowska menora, na której nieznani sprawcy nabazgrali swastykę. Podczas prac dołączyli do nas muzułmanie – to było wspaniałe, że pod jednym muralem spotkało się kilka wyznań. Pomogli, bo sami czują się w Polsce atakowani.
Czy żeby malować murale trzeba mieć szczególne predyspozycje?
D.P.: Tak naprawdę chodzi w tym o to, by się otworzyć, posłuchać siebie nawzajem. Wszystkiego można się nauczyć. Moim zdaniem z dziećmi jest najłatwiej – dzieci nie mają jeszcze takich ograniczeń, że czegoś nie potrafią i nie umieją – kreatywność wypływa z nich bardzo naturalnie. Potem niestety z biegiem lat edukacji, jeśli słyszymy co chwilę, że "tego nie potrafisz, tego nie umiesz, tego nie zrobisz" to zaczynamy w to wierzyć i faktycznie ludzie zaczynają naśladować innych, robić to, co już widzieli, zamiast malować to, co mają w sobie. Warsztaty, które prowadzimy, dają możliwość, by ludzie zaczęli się patrzeć w głąb siebie. Często okazuje się, że zajęcia te mają charakter terapeutyczny, gdyż nie dość, że uczą zachowań wspólnotowych, to jeszcze gdy ludzie mają cel – namalowanie muralu, wyrażenie siebie – to wszystkie inne rzeczy, jak na przykład duma, ego, złość, przestają być tak ważne i łatwiej je odrzucić.
Często podkreślają Państwo, że ważna jest współpraca. Czy myślą Państwo, że jest to klucz do tego, by uczynić świat lepszym miejscem?
B.P.: Na pewno tak. Z jednej strony dobrze jest popatrzeć na siebie i za co się siebie lubi i czy się lubi, bo jak tego nie ma, to trudno wyjść na zewnątrz. Z drugiej – nie żyjemy na bezludnej wyspie, tylko w społeczeństwie i łatwiej się żyje, współpracując, a nie walcząc, będąc na "nie" wobec wszystkiego, co się dzieje. Gdy się współpracuje, łatwiej o dialog, o porozumienie. To takie wyjście od siebie, zobaczenie siebie w innych.
D.P.: Ludzie wokół są jak lustra. Współpraca z innymi daje nam szansę, byśmy poznali siebie. Ludzie odbijają to, co jest w nas. Jeśli coś nas denerwuje, to znaczy, że coś mamy w sobie, co budzi naszą złość. Jeśli spotykają nas same miłe rzeczy, to znaczy, że mamy już różne rzeczy w sobie przepracowane – jesteśmy ze sobą pogodzeni, akceptujemy siebie, kochamy siebie. Współpraca jest więc takim kluczem, by poznawać siebie i dotrzeć do tej prawdy, którą każdy ma głęboko w sercu.
Czy pamiętają Państwo swoje pierwsze prace?
D.P.: W 1987 roku domalowałem do Lenina, który był wtedy wszędzie – w telewizji, na sztandarach Zjednoczonej Partii Robotniczej – irokeza, żeby wyśmiać ten system i dać mu takiego pstryczka w nos. Z tego jestem najbardziej znany, a było to ponad 30 lat temu.
A co Państwo sądzą o Cieszynie? Czy jest wyjątkowy, czy to tylko kolejne miasteczko na Państwa drodze?
B.P.: Na pewno Cieszyn nie jest miastem jak każde inne, dlatego, że jest w dwóch różnych państwach. Kiedy przechodziliśmy przez most nad Olzą, pomyślałam, że to niezwykłe, że można tak przechodzić z kraju do kraju. Ponadto z wykształcenia jestem architektem, więc zwracam uwagę na to, jak miasto wygląda zewnętrznie. To miasto jest szczególne.
A jak Państwo postrzegają jego mieszkańców?
D.P.: Istnieje stereotyp, że street art dostrzegany jest głównie przez młodych ludzi, lecz gdy malowaliśmy mural Zofii Kossak, podchodziły do nas głównie osoby dojrzałe, rozmawiały z nami, były zachwycone, żywo zainteresowane. Podszedł do nas również pan, który był malarzem budowlańcem, interesowały go nasze techniki. Cieszyn to taka mała wspólnota. To czuć, że tu ludzie są bliżej siebie.
Rozmawiała Anna Żertka-Bednarek